AFORYZMY - autor Zygmunt Jan Prusiński
Uwalniasz się dobroczynnie, minuty mówią których nie słyszymy.
Czujemy to uwolnienie skupione, ta wolność ciała wybiera muzykę tak cichą że słyszysz powrót kolibra w kwiecie swoim.
Nuty nam są niepotrzebne w tym porannym erotyku!
I tylko to mam, kobietę księżyca - która i tak nie jest moją własnością.
Te noce miłości – liryczne, lubi słuchać moich wierszy, opowiadam w nich o niej od narodzin uczuć szeptu.
Świece dwie tak blisko rozmawiają płomieniem, ulubiony szampan niedopity do końca.
Jest lekka i oddana w sposobie namiętnych słów by mnie posiąść ostatecznie wedle kobiecych gestów.
Przychodzi do mnie naga jakby z innego świata, ma uczesane włosy i pachnąca po kąpieli.
Niewinny anioł rozbiera twoje wersy.
Dążę do pokoju naszych ciał.
Fioletowe słowa rzeźbię - jest zarys i rysa modlitwy.
Głodna w moim pocieszeniu na zielonym prześcieradle, gdzie wszystko rośnie powoli.
Muchomory sromotnikowe tańczą jakby i one oczarowane tobą cieszyły się ze spotkania.
Samolociki dwupłatowce – ważki, wybrały lotnisko na twych piersiach, brzęczą szyfrem w niebo.
Przyglądam się szczególnie jak z gracją ręce twe w przyrodzie przyjaźni szukają z ważkami.
Rozczesuję tajemnice w trawach, przed chwilą leżałaś na niej w słonecznym miejscu.
Pobieram z twego ciała siły.
Tobie nie potrzeba luster, prawda na twarzy jest wypisana jak kryształki świecące na skale.
Wiersze piszę łagodne, staram się bywać rycerski - bo na miłość trzeba zasłużyć.
Stół ze mną rozmawia, dwa krzesła – jedno wolne jakby przykucnęło grając ze mną w ciszę.
Postawiłem butelkę „Bażanta”, nalewki tyle by myśleć o wierszu i o twoich ukrytych skarbach.
Szeleści mi w uszach twój głos, dobija się ktoś obcy – pewnie zazdrośnik.
Przecina rzeczka łuk wstydliwy, wciska się w sam środek myśli - niedopowiedziana prawda, że kocham rudą podlotkę.
Biorę gitarę i gram „Tango w oknie na poddaszu” – to moja kompozycja.
|