|
Dowody zaplanowanej akcji szczepień przeciwko nieistniejącemu kowidowi |
|
Sasha przedstawia dowody na to, że cały proces opracowania, produkcji i zatwierdzenia zastrzyków na Covid był jednym wielkim teatrzykiem dla mas. Cała operacja, począwszy od rzekomych "badań klinicznych", a skończywszy na samej nazwie i klasyfikacji prawnej tych zastrzyków, jest jednym wielkim oszustwem, dokonanym przez rządy i agencje regulacyjne na całym świecie w ścisłej współpracy z kartelem farmaceutycznym. |
|
Mikroskopijne, zaawansowane technologicznie metalowe przedmioty widoczne w szczepieniach COVID |
|
Dr Zandre Botha stwierdziła również ekstremalne uszkodzenia krwinek czerwonych u wszystkich badanych przez nią pacjentów po szczepieniu COVID. |
|
16 czerwca globaliści wywołali mRNA „biologiczne tsunami” na japońskim stadionie piłkarskim pełnym 40000 widzów – „Replikony” w celu rozprzestrzeniani |
|
Wiadomość wręcz nieprawdopodobna.
Ale zapamiętajmy ją.
|
|
Debata ws. pandemii COVID-19! |
|
Sytuacja w Polsce i na świecie! Klimczewski, Socha, Giorganni! |
|
Kolejna odsłona protestów w Londynie |
|
Policja starła się 28 listopada z protestującymi przeciwko blokadom na Oxford Street, gdzie aktywiści rzucali butelkami i szarżowali przez szeregi funkcjonariuszy, co doprowadziło do ponad 60 aresztowań.
Oddolna grupa aktywistów Save Our Rights UK zaplanowała serię demonstracji, które miały odbyć się w ciągu weekendu w Londynie, aby zaprotestować przeciwko drugiej narodowej blokadzie. |
|
CAŁA PRAWDA O KATASTROFIE SMOLEŃSKIEJ WIDZIANA OCZYMA PILOTÓW ! |
|
Panie Kapitanie Jerzy Grzędzielski,
chylę czoła jako młodszy kolega lotnik, za poniższy tekst. Brakowało mi dotąd głosu, tak doświadczonego pilota, opisującego tragędię smoleńską, tak kompetentnie i fachowo, jak Pan to zrobił. Pozwoliłem sobie zatem, na rozpowszechnienie Pańskiego tekstu, z nadzieją na możliwe szerokie dotarcie do opinii publicznej. Zwracam się do internautów o liczne udostępnienia w internecie stanowiska w tej sprawie, wyrażonego przez świetnego pilota - prawdziwego nie kwestionowanego eksperta lotniczego. |
|
Dr.Coleman szczepionka Covid możne zabić każdego |
|
Wszystkie zaszczepione istot zaczną umierać jesienią |
|
Warto posłuchać |
|
Chociaż scyzoryk się w kieszeni otwiera - to musimy zapamiętać takie zdarzenia i przypomnieć przed Trybunałem do spraw zbrodni kowidowych |
|
Nazwisko Horban na mapie świata |
|
|
|
Egzekucja nad dr.Ratkowską wstrzymana |
|
Patologia w środowisku medycznym |
|
www.globalresearch.ca |
|
świetne analizy polityczne i gospodarcze w skali mikro i makro + anty-NWO |
|
Ivan Komarenko wywiad dla Głos Obywatelski |
|
W obronie Naszej wolności |
|
Rezonans magnetyczny niebezpieczny dla zaszczepionych |
|
Niektórzy ludzie silnie ucierpieli z powodu wytwarzanego przez niego elektromagnetyzmu.
Najcięższe przypadki skończyły się śmiercią osób poddanych tejże diagnostyce. |
|
Rothschildów apetyt na Chiny |
|
|
|
Jak tlenek grafenu reaguje w organizmie |
|
Przez szczepionkę dostaje się do tkanek i "mnoży się", tworząc sieć przewodzącą w całym ciele, a następnie... |
|
WHO to zbrodnicza organizacja terrorystyczna, należy ją zniszczyć |
|
Obecnie dziesiątki tysięcy ludzi na całym świecie pracuje nad ujawnieniem prawdy o WHO i rozpowszechnianiem informacji o jej zbrodniczych działaniach |
|
Jerzy Jaśkowski Pasteryzacja ludzi |
|
|
|
Zakrzyczana prawda |
|
Mamy 2010 rok a zbrodniarze którzy doprowadzili do wielu wojen i kryzysu światowego w w dalszym ciągu - z tupetem - niczym Josef Goebbels kłamią w oczy w kwestii sytuacji gospodarczej świata i Stanów Zjednoczonych
|
|
Chasydzki ślub w NY legalny w dobie kowida |
|
|
|
Im – wolno, nam – nie |
|
Wielka bitwa o port w Hajfie zakończyła się. Chiny rozpoczną swe zawiadywanie portem w roku 2021, co postawi USA przed alternatywą, czy Szósta Flota będzie dalej zawijała do Hajfy, czy też należy urzeczywistnić pogróżkę wycofania się? |
więcej -> |
|
Oswajanie strachu
|
|
Drobna, niewysoka, o krótkich gładko zaczesanych włosach, zawsze skromnie ubrana, była idealnie wtopiona w pejzaż okupacyjnej warszawskiej ulicy. Tylko ci, co zetknęli się z nią bliżej, mogli w jej wyglądzie dopatrzyć się jakichś cech szczególnych. Na pewno oczy. Duże, jasne, zawsze z uwagą wpatrzone w rozmówcę. Od jej właściwej decyzji zależało wszystko - ukrycie zaszczutej istoty, dobrze dobrane papiery, mądrze wymyślony życiorys.
Ratowała nie tylko przemycane z getta żydowskie dzieci. Ocalanie dzieci to było jej właściwe, wyznaczone w konspiracji zadanie. Lecz raz po raz ratować trzeba było także dorosłych, naznaczonych przez okupanta piętnem złego pochodzenia. A ona, bez względu na trudności, pomocy nie odmawiała nigdy. Była urodzonym społecznikiem, nie tylko z powołania. Jako pracownica Wydziału Opieki Społecznej w zarządzie miasta stołecznego Warszawy poznała setki pogmatwanych życiorysów i dramatów.
Ulica Markowska
,,Jolantę", czyli Irenę Sendlerową - bo o niej mowa - poznałem w połowie 1943 roku w mieszkaniu przy ulicy Markowskiej 15 na warszawskiej Pradze. Tam, w brzydkiej kamienicy, ukrywał się pod nazwiskiem Stefan Zgrzembski jej przyszły mąż i bliski współpracownik. Tam też odbywały się regularne zebrania "Żegoty" i spotkania ludzi z tego kręgu.
,,Adam" (pod takim pseudonimem funkcjonował Zgrzembski) miał, jak to się wówczas mówiło, wyjątkowo "zły wygląd". Silny brunet o wybitnie semickich rysach nie mógł nie tylko wychodzić na ulicę, ale nawet stawać w pobliżu okna. A jego aż nosiło, rwał się do działania, kipiał energią. Dużo zdrowia i nerwów kosztowało panią Irenę, aby wyznaczać mu zadania, w których był przydatny, nie wystawiając nosa poza cztery ściany. Pomagał więc przy rozdzielaniu zapomóg, sortował dokumenty, główkował, w jaki sposób i gdzie lokować coraz większą liczbę podopiecznych "Jolanty".
Właścicielką mieszkania i jego dobrym duchem była Maria Kukulska, warszawska nauczycielka, przedwojenna członkini PPS. Obok stałego zagrożenia, bo przecież w domu był prawdziwy tajfun, na głowie miała jeszcze jeden niebezpieczny obowiązek. Jako pedagog z powołania nie chciała się rozstać z ukochanym zawodem. Przy ulicy Kawęczyńskiej, w podziemiach bazyliki, prowadziła konspiracyjne nauczanie. Pochodziła z Łomży z rodziny o wielkich tradycjach patriotycznych. Jej panieńskim nazwiskiem Kaliwoda nazwano ulicę w tym mieście. Brat Leon, peowiak, zginął przy rozbrajaniu Niemców w 1918 roku. W bramie domu, gdzie trafiła go niemiecka kula, jest tablica upamiętniająca ten fakt.
Należała do kręgu Władysława Spasowskiego, wielkiego społecznika i pedagoga. Ukończyła prowadzone przez niego studium nauczycielskie i w dalszym życiu kierowała się zawsze jego wskazaniami. Toteż po ukończeniu nauki ruszyła od razu na głęboką wieś, aby w trudnych warunkach mazowieckiej biedy nieść "kaganek oświaty".
Spotkanie na skwerku
W gmatwaninie wielu spraw i śmiertelnych zagrożeń było miejsce i na wątek romantyczny. To właśnie dzięki sprawom sercowym trafiłem na ulicę Markowską. Z córką pani Marii szybko zaprzysięgliśmy sobie dozgonną miłość. Zaczęło się to na jakimś śródmiejskim skwerku, gdy, zgnębiony i bezradny, rozmyślałem, co robić dalej. Było to tuż po ucieczce z internatu Rady Głównej Opiekuńczej przy ulicy Idzikowskiego na dolnym Mokotowie. Uciekłem przez dach na moment przed wejściem gestapo. Konspiracyjne nici z moją sekcją w dzielnicy Ochota zostały przerwane, bo tam też była wpadka. A moje zagrożenie było podwójne - nie tylko konspiracja, ale i złe pochodzenie. Nie trzeba wspominać, że za to wyrok był jednoznaczny. Ale pewien mądry i odważny człowiek, któremu zawdzięczam życie, ratując mnie, przykazał: "Zapomnij, że masz coś wspólnego z żydowskim plemieniem. Działaj tak, jakby ciebie to nie dotyczyło".
Do tej rady starałem się stosować. Wciąż czułem nad sobą palec Pana Boga. Dowodów miałem sporo, niektóre istotnie graniczyły z cudem. Już w kilka dni po ucieczce z Krakowa do warszawskiego mieszkania, w którym się zatrzymałem, wtargnęło w nocy gestapo. Okazało się, że w dwóch sąsiednich pokojach ukrywają się żydowskie rodziny. Potwornie wystraszonych ludzi z wrzaskiem i biciem wyprowadzano na korytarz. W tym czasie przy moim łóżku stanął mówiący płynnie po polsku cywil. Kazał pokazać dokumenty, obejrzał je i przysiadł obok. Ocierając pot z czoła zaczął utyskiwać na ciężką pracę; wszystko przez przeklętych Żydów. Któryś z mundurowych odwołał go i cała grupa zniknęła na schodach. Po chwili zza okna usłyszałem warkot ruszających samochodów.
Na owym skwerku zwróciłem uwagę na dwie dziewczyny. Zwłaszcza jedna, urodziwa szatynka, wpadła mi ogromnie w oko, choć przecież nie w głowie były mi zaloty. Instynktownie wodziłem za nią wzrokiem, aż i ona spojrzała w moją stronę. Reszta odbyła się w jak złym filmie, w którym scenariusz jest banalny i mało wiarygodny. Ostateczna jego pointa miała się rozegrać ponad trzydzieści lat pó?niej, gdy Anna Kukulska odbierała dla siebie i nieżyjącej już matki medale Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.
Wtedy, wbrew wszelkim obowiązującym regułom, kierując się tylko wiarą w moje słowa i własną intuicją, Anna zaprosiła mnie na Markowską. Tam natychmiast ostro skarcono ją za lekkomyślność, mnie zaś poddano przemyślnemu testowi na prawdomówność. Egzamin wypadł pomyślnie i szybko zostałem włączony w niecodzienny rytm tego domu. Daleko mi jednak było do poznania wszystkich tajemnic, które kryły jego ściany.
W "Zßndappie"
Jesienią 1943 roku zacząłem pracę w niemieckiej placówce zajmującej się remontami motocykli marki "Zßndapp". Firma, będąca we władaniu Wehrmachtu, mieściła się niedaleko placu Zbawiciela. Dawała znakomity "dekunek"; ausweis miał ogromny stempel ze swastyką i zaświadczał, że posiadacz jest "Im Dienst der Deutsche Wehrmacht". Bardziej przezorni, do których należałem, przyszywali do kombinezonów firmową plakietkę, co miało dodatkowo chronić w razie łapanki. Że tak było, miałem okazję szybko się przekonać. Wychodząc po pracy z nieco starszym kolegą, bystrym warszawiakiem Wieśkiem, zobaczyliśmy na roku Koszykowej i Marszałkowskiej sznur esesmanów. Policyjne budy nie dawały żadnych złudzeń - łapali. Wiesiek, rzecz jasna, znał o mnie tylko połowę prawdy: że i ja maczam palce w jakiejś konspiracji. O drugiej połowie zagrożenia, tej gro?niejszej, nie miał pojęcia.
Chciałem się cofnąć, była szansa, że uda się skręcić w Śniadeckich, on jednak ścisnął mocno moje ramię. "Śmiało na nich. Papiery są mocne". Nie było czasu, aby mu cokolwiek tłumaczyć; z obojętną miną, nie zwalniając kroku, szliśmy prosto na Niemców. Któryś z nich wrzasnął "Halt!", zażądał dokumentów, rzucił na nie okiem i pchnięciem w plecy dał znak, że możemy iść dalej. To udane oswajanie strachu przydało mi większej pewności siebie. Zwłaszcza że w "Zßndappie" panowała atmosfera złudnej swobody. Podziemna robota szła tu na całego, koronnym dowodem były krążące gazetki i radiowe nasłuchy. Najgro?niejsza choroba konspiracji - zbytnia fanfaronada - objawiała się tu w całej pełni.
Naszym bezpośrednim szefem był polski majster Potajałło, przyszły mistrz motocyklowy kraju, ale za całość pracy na hali montażowej odpowiadał starszy, kulawy feldfebel rodem z Bawarii. Pewny, że z racji wieku i kalectwa na front go nie wyślą, kichał na wszystko, zdrowo popijał i nie zatruwał nikomu życia. I jego też miała zgubić złudna wiara, że nikomu tu nic nie grozi.
Któregoś dnia w czasie krótkiej przerwy obiadowej do warsztatu wkroczyła grupa cywilnych i mundurowych gestapowców. Według listy zaczęli wykrzykiwać nazwiska. Wywoływanych wyprowadzono do czekających na ulicy samochodów. Wszystko odbyło się błyskawicznie. Zniknął też nasz dobrotliwy kuternoga, a jego miejsce zajął untersturmfßhrer SS o twarzy rozjuszonego rottweilera. Pobijając pejczem o wysokie buty, dławiąc się niemal własnym wrzaskiem, oznajmił, że w firmie trwa od dawna sabotaż i wroga wobec Rzeszy działalność; winni będą surowo ukarani, a my natychmiast mamy się zabrać do roboty, bo inaczej spotka nas los kolegów. Powiało grozą, złowróżbną ciszę przerywał tylko stukot narzędzi.
Natychmiast po fajrancie wskoczyłem do tramwaju na Pragę. Jak najszybciej chciałem się znale?ć na Markowskiej. W tym tak bardzo zagrożonym mieszkaniu czułem się dziwnie bezpiecznie. Atmosfera przyja?ni i serdeczności robiła swoje. Tego dnia panowało jednak prawo serii; od progu wiedziałem, że stało się coś złego. Zawsze ożywiony "Adam", który nigdy nie tracił wiary, że wojnę uda się przeżyć, siedział teraz w rogu pokoju na krześle i tępo patrzył przed siebie. Ledwo zauważył moją obecność. - Irena... Już wiesz... - mruknął. Hania dała mi znak, żebym z nią wyszedł. - Jest na Szucha, a może już na Pawiaku. Są starania, żeby ją wydobyć.
Do Otwocka
Oboje byliśmy bliscy załamania. Nie zawsze widzialna ręka pani Ireny kierowała dotąd wszystkim. Wiedziałem, że i ja mogłem liczyć na jej pomoc. Co teraz? - "Adama" na pewno trzeba będzie wywie?ć. Chyba do Otwocka albo do Świdra. Są tam jakieś nie spalone mieszkania. Ale z jego wyglądem...
Zaczął się kolejny rozdział w moich wojennych losach. Do "Zßndappa" postanowiłem nie wracać. Kusiła partyzantka. Najbliżsi koledzy już się tam wybierali. Mnie jednak pisany był los bardziej prozaiczny.
Ludzie z kręgu pani Ireny, którzy objęli nade mną kuratelę, po prostu kazali mi się uczyć. Miejscem edukacji miały być komplety gimnazjalne w Otwocku. Zapewniano mieszkanie, wikt i opierunek. Wciąż jednak marzyła mi się wojna z karabinem w ręku. Od ślęczenia nad szkolnymi podręcznikami odwykłem i ta pozorna normalizacja wydawała się trudna do zaakceptowania. Po latach niekiedy myślę, że to wyzywanie losu było zwykłą szczenięcą głupotą, ale inny głos podpowiada, że był to właśnie sposób, aby przetrwać. Bałem się jak ognia bierności, bezczynnego oczekiwania na wyznaczony z góry wyrok. Wciąż miałem w oczach pędzone na śmierć tłumy, które nie próbowały żadnego oporu.
Tymczasem czas, który szczególnie zagrożonym ludziom tak bardzo się dłużył, uległ nagle przyspieszeniu. Wszystko wskazywało na to, że wojna zbliża się ku końcowi. Na odprawach coraz częściej zapewniano o rychłym powstaniu.
Pani Irena, po ogromnych staraniach, dzięki łapówce wręczonej prominentnemu gestapowcowi, była już na wolności. Ulokowany w Świdrze "Adam" odzyskał dawny optymizm i zapominając o niebezpieczeństwie zaczął się pokazywać w okolicy. Mówił, że jest z pochodzenia Węgrem, w co nikt nie wierzył; Węgrów w okolicy nie było, a ukrywających się Żydów sporo. Szczęście mu jednak sprzyjało, bo choć raz po raz, ze względu na szantaże, musiał ze Świdra znikać, to zawsze z opresji wychodził cało.
Julian Grobelny
Pó?ną jesienią 1944 roku do wynajętego przez panią Kukulską mieszkania w Otwocku przy ulicy Akacjowej wprowadziło się tajemnicze małżeństwo. Zajmowałem tam pokój, w którym niemal zawsze nocowało kilku nielegalnych gości. Nietrudno było się zorientować, że państwo Grabowscy nie są zwykłymi lokatorami. Takich zresztą w kręgu pani Ireny nie było - wyłącznie konspiratorzy albo Żydzi, a niekiedy jedno i drugie. Ci nowi lokatorzy na Żydów nie wyglądali, ale o ich właściwej roli i randze w życiu podziemnym miałem się dowiedzieć dopiero znacznie pó?niej.
Pani Halina, osoba pod czterdziestkę, energiczna i pogodna, całą uwagę skupiała na chorym mężu. Najwyra?niej poważnie chory, z łóżka prawie nie wstawał. Panował jednak wokół niego nieustanny ruch. Wciąż przewijali się jacyś ludzie, coś tajemniczo szeptali i znikali, a wtedy, podnosząc się z łóżka, wydawał żonie jakieś polecenia. Wszystko to nie mogło ujść mojej uwadze.
Pani Halina wiedziała oczywiście, że mogą na mnie liczyć. Dość długo z tej możliwości nie korzystali. Któregoś dnia pan Julian wezwał mnie jednak do swojego pokoju. Dłuższą chwilę taksująco patrzył mi w oczy. Był kredowoblady, a jego krótka siwa bródka i zapadnięte policzki czyniły z niego prawie starca, choć ledwo przekroczył pięćdziesiątkę. Ale dopiero kiedy zaczął mówić, zorientowałem się jak bardzo był chory. Po paru zdaniach milkł i łapał powietrze. Zlecił mi, abym jak najszybciej pojechał do Warszawy; podając adres i kopertę zaznaczył, że są to dokumenty dla bardzo zagrożonego człowieka. Zapamiętałem, że trasa wiodła na Służew, papiery opiewały na nazwisko Czesław Broszkiewicz, a w zagrożonym człowieku rozpoznałem po latach jednego z prominentnych wiceministrów. Wypady do Warszawy z dokumentami dla różnych ludzi miały odtąd stać się moim stałym zajęciem.
Minęło znowu trochę czasu, od wschodu coraz głośniej słychać było działa, gdy dowiedziałem się, że mój współlokator to Julian Grobelny, prezes Rady Pomocy Żydom. Z funkcji tej musiał ustąpić, bo ciężkie krwotoki z płuc i nerek powtarzały się nieustannie; był już w ostatnim stadium gru?licy. Znikał z Akacjowej coraz częściej, w ścisłej konspiracji przewożono go do szpitala na Woli i do otwockiego sanatorium. Pani Halina trzymała się dzielnie, gdy umarł tuż przed Bożym Narodzeniem w grudniu 1944 roku, choć bliska załamania, ściganym ludziom pomagała do końca.
Do szczegółów z życia Grobelnego dotarłem grubo pó?niej. Jego postać przykuwa moją uwagę do dziś. Był jeszcze przed I wojną światową bojowcem PPS, brał udział w akcjach strajkowych w Łodzi, uczestniczył w powstaniu śląskim. W latach 20. współorganizował opiekę społeczną, aktywnie działał w ruchu socjalistycznym. Do konspiracji wstąpił latem 1940, gdy Polska Partia Socjalistyczna pod kryptonimem WRN (Wolność-Równość-Niepodległość) rozpoczęła działalność na różnych polach Państwa Podziemnego.
* * *
Moje zaś losy potoczyły się dość nieoczekiwanie. Skoncentrowany w rejonie Karczewa oddział do powstania nie dotarł i większość z nas w różnych, często dramatycznych okolicznościach trafiła do Ludowego Wojska. Znalazłem się na Majdanku w 2. zapasowym pułku piechoty, gdzie na pryczy, ledwo uprzątniętej po obozie koncentracyjnym, gryziony przez wszy, czekałem na dalszy przydział. Potem była dwumiesięczna szkoła oficerska w Lublinie, II Armia, front, okrążenie pod Budziszynem i ciężkie walki na wschodzie kraju, długo jeszcze po nastaniu pokoju.
Nie tak wyobrażałem sobie nadejście wolności, ale przecież mogłem mówić o szczęściu. Wielu moich kolegów z sąsiednich prycz znikało nagle i tajemniczo, przeważnie w nocy. Czekał ich los znany Polakom od wieków - wywózka w głąb Rosji.
Irena Sendlerowa urodziła się w 1910 r. w Otwocku; jej ojciec Stanisław Krzyżanowski był lekarzem-społecznikiem i działaczem Polskiej Partii Socjalistycznej. Przed wojną studiowała polonistykę i działała w PPS. Podczas okupacji hitlerowskiej była pracownikiem opieki społecznej; w przebraniu pielęgniarki nosiła do getta jedzenie, leki i pieniądze. Po decyzji Niemców o likwidacji getta Sendlerowa rozpoczęła wraz z współpracownikami akcję wyprowadzania stamtąd dzieci i umieszczania ich w polskich rodzinach, sierocińcach i klasztorach - uratowała w ten sposób 2500 dzieci, zaszyfrowana i ukryta w słoikach dokumentacja ich danych przetrwała wojnę. Od jesieni 1943 Sendlerowa kierowała Referatem Dziecięcym Rady Pomocy Żydom "Żegota", 20 X 1943 r. została aresztowana przez gestapo i poddana torturom na Pawiaku. Uniknęła rozstrzelania dzięki wpłaconemu przez "Żegotę" okupowi. Po 1945 r. pracowała w wydziale opieki miasta stołecznego Warszawy. Współtworzyła domy dziecka i domy starców oraz dzienne pogotowia dla dzieci. Opiekowała się tzw. gruzinkami, dziewczynami, które oddawały się prostytucji na gruzach Warszawy. W 1949 r. ciężarną Irenę przesłuchiwano na UB; jej synek urodził się za wcześnie i umarł po kilku tygodniach.
W 1963 r. umarło jej drugie dziecko, 12-letni Adaś.
Irena Sendlerowa została uhonorowana m.in. tytułem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata oraz Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. Stowarzyszenie Dzieci Holocaustu zamierza zgłosić jej kandydaturę do pokojowej nagrody Nobla. Kilka lat temu uczennice szkoły w Uniontown (Kansas) wystawiły własną sztukę teatralną opowiadającą o Irenie Sendler, zatytułowaną "Życie w słoiku". W pa?dzierniku Irena Sendlerowa odbierze przyznaną jej właśnie Nagrodę im. Jana Karskiego "Za Odwagę i Serce".
JERZY KORCZAK (ur. 1927 w Krakowie) jest prozaikiem, autorem opowiadań i powieści oraz reportaży historycznych poświęconych rozmaitym epizodom II wojny światowej (szlak bojowy II Armii WP, Armia "Poznań" w kampanii wrześniowej, konspiracja wielkopolska, misja Jana Karskiego). Ostatnio wydał: "Konspiratorzy i zdrada" (2000), "Karski" (2001), "Pamięć ci wszystko wybaczy" (2001).
|
21 listopad 2007
|
Jerzy Korczak
|
|
|
|
Czy Opala opala?
lipiec 16, 2006
MirNal, Gdynia
|
Czy palacze powinni płacić wyższe składki na ochronę zdrowia?
czerwiec 1, 2007
Mirosław Naleziński, Gdynia
|
Hucpa
sierpień 20, 2003
MOTO
|
Co pokażą Serbowie?
Czy możemy pomóc ewentualnej partyzantce?
luty 20, 2008
marduk
|
POLSKA - UNIA 7
listopad 24, 2002
Prof. Jerzy Nowak
|
Rurociag i "Drang Nach Osten"
grudzień 3, 2005
Iwo Cyprian Pogonowski
|
Dlaczego kontynuujecie wyprzedaż?
maj 5, 2006
|
Widziane z Ameryki - komentarze z USA (4) TŁO HISTORYCZNE EUROREGIONU PRUSY
styczeń 6, 2005
Prof. Iwo Cyprian Pogonowski
|
Prokuratura bada operacje giełdowe NFI Jupiter
sierpień 1, 2002
PAP
|
2008.11.01. Serwis wiadomosci
listopad 1, 2008
tłumacz
|
Geje i lewacy.
lipiec 14, 2006
Robert Wit
|
Gdzie drwa rabią
grudzień 13, 2006
antyglobalista
|
Najniebezpieczniejszy okres w historii ludzkosci?
czerwiec 29, 2007
Iwo Cyprian Pogonowski
|
Jak mydlić oczy po żydowsku?
sierpień 29, 2006
Iwo Cyprian Pogonowski
|
Rycerze i Obrońcy Grobu.... Chrystusowego
wrzesień 29, 2005
Mietek
|
Prezydent u amerykanskich Żydów
październik 1, 2007
przesłała Goska
|
Bankierzy i Złodzieje! - druga odsłona
lipiec 1, 2004
|
Polskie Prawo: instytucje finansowe ....nie płacą podatku dochodowego od działalności statutowej
listopad 8, 2005
PAP
|
Piłkarski Totek SUPERTOTO
dużo korzystniejszy niż Duży Lotek!!!
listopad 1, 2007
ALEKS
|
Więzień polityczny Germar Rudolf trafi do więzienia o zaostrzonym rygorze
czerwiec 21, 2007
BIBULA
|
więcej -> |
|