ZAPRASZA.net POLSKA ZAPRASZA KRAKÓW ZAPRASZA TV ZAPRASZA ART ZAPRASZA
Dodaj artykuł  

KIM JESTEŚMY ARTYKUŁY COVID-19 CIEKAWE LINKI 2002-2009 NASZ PATRONAT DZIŚ W KRAKOWIE DZIŚ W POLSCE

Ciekawe strony

TAK SIĘ BAWIĄ UKRAIŃCY - KORUPCJA źródłem BOGACTWA? 
Bardzo drogie auta, prywatne odrzutowce, jachty, helikoptery i nieruchomości w luksusowych europejskich destynacjach, przemyt w walizkach kilkunastu lub kilkudziesięciu milionów dolarów i ponad miliona euro tak bawią się ukraińskie elity.  
Prof. Sucharit Bhakdi: wykład na temat szczepień  
 
Szef WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus uczestniczył w ludobójstwie Etiopczyków 
„Amerykański ekonomista David Steinman oskarżył szefa WHO, że w latach 2012-2015 był jedną z osób odpowiedzialnych za ludobójstwo w Etiopii”, informuje portal MailOnline. 
Jak tlenek grafenu reaguje w organizmie  
Przez szczepionkę dostaje się do tkanek i "mnoży się", tworząc sieć przewodzącą w całym ciele, a następnie...  
Milcz Lekarzu !!! 
Szczepionkowy bandytyzm w natarciu przeciw polskim lekarzom.
Mimo wielkiego doświadczenia i obserwacji pacjentów, lekarzowi nie wolno mówić o swoich obserwacjach gdy jest to nie zgodne z obowiązującym, chorym, systemem "opieki" zdrowotnej.  
Jerzy Jaśkowski Pasteryzacja ludzi  
 
Toksykologia kontra wirusologia: Instytut Rockefellera i kryminalne oszustwo w sprawie Polio 
Wybuch choroby w roku 1907, w Nowym Jorku dał dyrektorowi Instytutu Rockefellera, doktorowi Simonowi Flexnerowi, złotą okazję do wysunięcia roszczeń do odkrycia niewidzialnego “wirusa” wywołującego coś, co arbitralnie nazwano poliomyelitis. 
Szczepionkowy stan wojenny w Nowym Jorku 
Nowy Jork inicjuje wprowadzenie medycznego stanu wojennego z użyciem oddziałów wojska, aby przejąć szpitale, z których niezaszczepieni pracownicy służby zdrowia są masowo zwalniani 
Wołyń 1943. sł. muz. Lech Makowiecki  
Wołyń 1943. sł. muz. Lech Makowiecki. Utwór z płyty "Patriotyzm" 
Ceremonia otwarcia tunelu drogowego św. Gotarda 
Zapowiedź tego - co mamy dzisiaj 
Meredith Miller - Trauma w relacjach ludzi z rządem. Psychologiczne aspekty operacji „Covid-19”  
Jak robi się z ludzi idiotów czy zmanipulowane marionetki i jak ludzie robią to sobie sami !
 
Powstało Polskie Stowarzyszenie niezależnych lekarzy i naukowców 

 
Opresja szczepień - nieznany zapis wideo - prof. Stansiław Wiąckowski 
W wrześniu 2016 roku ekipa NTV odwiedziła w Kielcach wybitnego człowieka. Profesor Stanisław Wiąckowski to odważny naukowiec, autor kilkuset publikacji na temat ochrony środowiska i zdrowia. 
Astrid Stuckelberger, sygnalistka WHO - wywiad 'Planet Lockdown' 
 
"Pytam w imieniu zdezorientowanych".  
"Pytam w imieniu zdezorientowanych". List prof. Rutkowskiego do ministra zdrowia 
Polskie firmy nie obsługuja POLICJANTÓW 



 
Debata ws. pandemii COVID-19! 
Sytuacja w Polsce i na świecie! Klimczewski, Socha, Giorganni!  
Dr Mike Yeadon rozmawia z dr Reinerem Fuellmichem o kłamstwach dotyczących COVID  
„Nie bój się wirusa. To nie jest tak niebezpieczne, jak ci wmówiono.

„Bójcie się swoich Rządów - lub organów, które panują ponad tymi Rządami”. 
Cała prawda o ataku z 11 września 
Jeden z filmów usułujących przedstawić prawdę i ataku z 11 września 2001 roku 
Egzekucja nad dr.Ratkowską wstrzymana 
Patologia w środowisku medycznym 
więcej ->

 
 

Polska - to wielka rzecz



Polska – to wielka rzecz.



Z Mirosławą Kruszewską w 30-lecie debiutu poetyckiego rozmawia Edward Dusza.


Edward Dusza: Kilka miesięcy temu minęła niepostrzeżenie 30-ta rocznica Pani debiutu poetyckiego, kiedy to z anteny Polskiego Radia Gdańsk popłynęły po raz pierwszy w świat wiersze Mirosławy Kruszewskiej...


Mirosława Kruszewska: ...działo się to w mro?ne, niedzielne popołudnie, 2-go stycznia 1977 roku, godzina chyba 14-ta. Audycja muzyczno-poetycka była starannie przygotowana przez redaktora Wojtka Knocha, też poetę, który mieszka teraz w Paryżu. Studiowaliśmy razem polonistykę i teatrologię na Uniwersytecie Gdańskim. Rocznik 1970-1975. A był to rocznik nietypowy - naznaczony stygmatem tzw. zajść grudniowych na Wybrzeżu (1970). Czołgi przejeżdżały pod oknami wydziału humanistycznego dawnej WSP przy ul.Sobieskiego zagłuszając słowa wykładowcy. Do dziś słyszę to dudnienie i czuję drżenie starego budynku. A może to było drżenie naszych spłoszonych serc?

Pamiętam, jak Wojtek nie wytrzymał w końcu tego napięcia i wybiegł bez słowa z wykładu udając się prosto pod bramę Stoczni Gdańskiej. Powiedział potem: ”zaniosłem chleb i papierosy”. Tak po prostu. Komunikacja była sparaliżowana, w mieście szalały hordy ZOMO-wców, płonął komitet wojewódzki partii. Byłam tam. Widziałam. Nigdy nie zapomnę. Oglądałam to potem w ”Człowieku z żelaza” Wajdy i powiem, że tego, co tam się działo, w Gdyni, czy w Gdańsku, żaden film nie jest w stanie zobrazować. Tam trzeba było być i na własne oczy zobaczyć. I wypłakać ten gaz łzawiący, który dławi gdzieś na dnie serca do dziś. I gryzie wyduszając łzy, jak wtedy.

A potem ta cisza, to zakneblowanie i ta niemoc w obliczu zbrodni. Jakby się nic nie stało. I ta młodzieńcza wściekłość... Łuski po nabojach, którymi strzelano do ludzi można było długo jeszcze znale?ć na torach kolejki podmiejskiej, którą stoczniowcy dojeżdżali do pracy w Gdańsku i Gdyni. No, i oczywiście, trzeba było żyć, studiować, zaliczać egzaminy, je?dzić na idiotyczne sympozja naukowe, douczać się konspiracyjnie, pisać poza cenzurą, nie dać się zwariować. To była patologiczna szkoła życia. Cenę za to płacę do dziś. Takie mentalne przetrącenie...


E.D.: Domyślam się, że podświadomie już wtedy stawała się Pani emigrantką.


M.K.: Jeśli idzie o wyobcowanie duszy, to tak. Natomiast pojęcie emigracji fizycznej było dla mnie czymś niepojętym. Proszę pamiętać, że były to ciemne lata 70-te, głębokie średniowiecze. Paszporty otrzymywali tylko nieliczni. A zresztą, wśród nas, polonistów, emigracja łączyła się nieodparcie z czymś takim jak “Kultura” paryska, rząd londyński, Anders, Monte Cassino, emigracja powojenna, ta żołnierska, ale także i ta Wielka Emigracja romantyczna, Hotel Lambert, Mickiewicz, Słowacki, Lelewel. To wszystko uformowało się w jakąś niedoścignioną fatamorganę, tęsknotę za wolnością, mrzonkę. Emigracja i wolność były TAM, my aż do bólu byliśmy TU i TERAZ. A potem przyszła “Solidarność”. A potem, proszę Pana, przyszedł do nas do domu kolega i powiedział do mego męża ”jesteś na liście”. Pó?niej dopiero okazało się, że była to lista internowanych w stanie wojennym 13-go grudnia 1981 roku. Jakim cudem ten chłopak wytrzasnął tę listę, do dziś pojęcia nie mam! Uratował nam życie. W grudniu 1981 byliśmy już od 3-ch miesięcy w obozie dla uchod?ców politycznych w Górnej Austrii. Tam też urodził się nasz drugi syn, Konrad.


E.D.: A słowo ciałem się stało. Jednak emigracja...


M.K.: Emigrant, to jest ktoś, kto opuszcza swój świat. Ze mną było trochę inaczej. Austria nie była dla mnie obcą ziemią. Wiedeń też nie był obcym miastem. W Gdańsku moja rodzina znalazła się po roku 1945. Strony rodzinne, to Galicja. Nie musiałam się także “przestawiać” na inną rzeczywistość, gdyż atmosfera c.k.Austrii była zawsze w naszej rodzinie bardzo żywa. Był to świat zakazanych książek i wyklętych idei. Mój dziadek był oficerem u Franciszka Józefa, artyleria konna, tak się to wówczas nazywało. Zachowały się dokumenty w archiwum wojskowym w Wiedniu z czasu pierwszej wojny światowej. Nie musiałam się też wyzbywać, jak inni, komunistycznej mentalności, gdyż takowej nigdy nie posiadałam. Nauczono mnie patriotyzmu, akceptacji tego, co odmienne, rozumienia innej mentalności, ale bez popadania w przesadę i nadmierną tolerancję. O nie, ja nie kocham wszystkich Murzynków tylko dlatego, że są słabi i biedni. Dano mi rozsadną, konserwatywną szkołę życia pt.: ”licz tylko na siebie, bąd? aktywny” i jak mawiają Amerykanie:”be succesful”. Ten pancerz psychiczny, wyniesiony z domu rodzinnego, sprawił, że było mi zawsze trochę łatwiej niż innym emigrantom. Zresztą, moja rodzina rozsypała się po świecie zaraz po insurekcji kościuszkowskiej. Praktycznie emigrujemy od ponad dwustu lat. Konfiskaty carskie pognały nas, najpierw w kajdanach, na Syberię, a potem dalej, w świat. Emigrując w 1981 roku, przeniosłam się po prostu na stare śmieci. Mój dziad mieszkał przy Friedrich-Schmied Platz, ja w 23-ciej dzielnicy, we włączonym już do Wiednia maleńkim miasteczku Kalksburg. Naokoło jest słynny Lasek Wiedeński. I mój dziad i ja kochaliśmy przesiadywać na Grinzingu przy szklaneczce młodego wina. Takie rzeczy dziedziczy się w genach. Teraz moi synowie tam zaglądają.


E.D.: A polska mentalność?


M.K.: Wiem, co ma Pan na myśli. Ta mityczna “polska mentalność”, która przeszkadza nam żyć. Nie ma czegoś takiego. Jest natomiast głupota, ignorancja, tępota umysłowa i miernota. Tak samo polska, jak i każda inna. Obecnie jesteśmy obywatelami USA, kraju wielokulturowego, który dostarcza nam najlepszych przykładów. Tym bardziej, że tak, jak niegdyś w Polsce, musimy tutaj - na tej słynącej z haseł wolnościowych ziemi - bronić najwyższych wartości w sukcesywnie demoralizowanym społeczeństwie.

Dlaczego o tym mówię? Jako osoba próbująca pisać poezje wciąż staram się odpowiedzieć sobie na pytanie o moją tożsamość. Poeta, to człowiek w specyficzny sposób patrzący na świat, stawiający niezliczoną ilość pytań. Pisanie poezji to zarówno uświadamianie sobie antynomii pomiędzy światem i człowiekiem, jak i próba domagania się od świata, aby mówił do rzeczy. Powiem po prostu: pisanie poezji jest moralnym przymusem sprzeciwu wobec niedoskonałego świata. Pisząc staram się zrozumieć historię samej siebie, mojego życia, moich pomyłek i odkryć. Staram się odnale?ć siebie w świecie.


E.D.: To bardzo ważne spojrzenie na sens pisania w ogóle. Nie tylko poezji.


M.K.: Przyjmuję to jako komplement. Ludziom piszącym na emigracji jakoś tych ciepłych słów ostatnio się skąpi...


E.D.: A ja pamiętam, jak nasz noblista, Czesław Miłosz, interesował się Pani wierszami i stawiał horoskopy co do przyszłości Pani twórczości literackiej. Miłosz wydzwaniał do “Gwiazdy Polarnej”, pytał o Panią i skarżył sie, że Pani go unika. Często odbierałem te telefony i nie wiedziałem co powiedzieć. Czesiu Seifert ubolewał, że nie chciała Pani wykorzystać możliwości uniwersyteckich, jakie otwierał przed Panią Miłosz, że wręcz Pani go unikała i nie odpowiadała na jego telefony. Dlaczego była Pani taka niegrzeczna dla tego starego człowieka?


M.K.: Ach, mój Boże, proszę mi tego nie przypominać. To był koszmar. Miłosz chyba ubzdurał sobie, że będzie moim literackim guru. Miał swoich lewaków na Berkeley, a przyczepił się do mnie. Nie wiem, kto mu podesłał moje wiersze o tematyce solidarnościowej. Moim mistrzem jest Zbigniew Herbert i do końca nim pozostanie. Natomiast epizod z Czesławem Miłoszem uważam za niefortunną złośliwość losu.


E.D.: To byłem ja.


M.K.: ???...


E.D.: To ja podałem pani wiersze Miłoszowi. Byłem ciekaw co powie.


M.K.: Wielkie dzięki za nied?wiedzią przysługę!


E.D.: Jest w Chicago poeta rodem z Dzierżoniowa, określany przez Miłosza “strasznym nudziarzem”. On z całą pewnością wykorzystałby podobną sytuację, bo dzisiaj przelotna znajomość z Miłoszem otwiera mu wszystkie drzwi, czyniąc z tego pana ”jedynego ważkiego poetę emigracyjnego“. Co ciekawe, znajomość ta pęcznieje wraz z upływem lat i już wkrótce dowiemy się, że to nie Czesław Miłosz udzielał rad młodemu debiutantowi, jak pisać, ale właśnie to ów debiutant miał decydujący wpływ na rozwój twórczości Miłosza.


M.K.: A wówczas, aby sprawiedliwości stało się zadość, trzeba będzie przetransferować nagrodę Nobla z Czesława Miłosza na tego pana z Dzierżoniowa! A że wart Pac pałaca, szkody wielkiej nie będzie. Dewaluacja nagrody Nobla jest już bowiem ogólnie stwierdzona.

Niedawno opowiadałam moim studentom, jak to było naprawdę z tym polskim noblistą. Miłosz otrzymał nagrodę Nobla w roku 1980, równocześnie z powstaniem Solidarności. W Polsce był to czas sprzeciwu wobec komunistycznego reżimu, toteż Czesław Miłosz odbierany był nie jako literat, lecz jako symbol antyreżimowego buntu. W sumie był to akt polityczny wymierzony w PRL. Pomysł zgłoszenia Miłosza do nagrody literackiej wyszedł z Maisons-Laffitte i wszyscy wiemy, że był przepychany przez Giedroycia. Za dużo by tu mówić o szczegółach. Obojętne, czy Miłosz był dobrym poetą czy nie, Nobel dla Polaka był potrzebą chwili. Sęk w tym, że on ani Polak, ani dobry poeta, ani patriota. A więc był to pomysł całkowicie chybiony, jak wiele zresztą innych pomysłów Giedroycia.

Radość z tego Nobla nie trwała w Polsce długo. Gdy zaczęły się w kraju ukazywać kolejne utwory Miłosza, ich treść zaszokowała polskiego czytelnika. Prawie każda książka okazywała się brutalnym paszkwilem na wszystko, co polskie. Odkryto nagle, że polski laureat Nobla jest w ciągłym konflikcie z polskością. On sam o sobie pisze wprost: ”nie urodziłem się w Polsce, nie wychowałem się w Polsce, nie mieszkałem w Polsce, ale piszę po polsku. Przyznaję się: na polskość jestem alergiczny”. Kiedy indziej, podczas stanu wojennego Miłosz przedstawiał się w radiu francuskim jako Litwin piszący po polsku.

Prof. Jacek Trznadel w swej pracy naukowej pt. ”Miłosz – lewy profil” omawia niektóre antypolskie wypowiedzi Miłosza. Są one pełne nienawiści najpierw do międzywojennej II Rzeczypospolitej, potem do Państwa Podziemnego podczas okupacji, do AK, do polskiego rządu londyńskiego. Natomiast prokomunistyczne sympatie Miłosza ujawniły się jeszcze w latach 30-tych, kiedy pisywał lewicowe artykuły, wychwalające Związek Sowiecki i wygłaszał pogadanki tej samej treści w wileńskim radiu, za co go wydalono z pracy. Związek Sowiecki był dla niego ”najciekawszym krajem świata”. Opowiadał mi stary wilnianin, Marian Święcicki, jeden z fundatorów nowojorskiego ”Nowego Dziennika”, że wszyscy patrzyli na Miłosza jak na dobrze zakonspirowanego agenta Moskwy.

W opowiadaniu Jana J.Szczepańskiego pt.”Koniec legendy” jest opisana noc sylwestrowa u Jerzego Turowicza, w dworku, w Goszycach, gdzie jednym z gości był Czesław Miłosz, który popisał się tam stwierdzeniem, że walka Polaków z hitleryzmem, to ”nieprawdopodobna wprost manifestacja głupoty”.

Zbigniew Herbert w wywiadzie dla ”Tygodnika Solidarność” (1994) opowiedział za to inną przygodę z Miłoszem. Cytuję: ”Było to w roku 1969. Powiedział mi Miłosz – na trze?wo – że trzeba przyłączyć Polskę do ZSRR. Ja na to: Czesiu, we?my lepiej zimny tusz i chod?my na drinka. Myślałem, że to żart czy powokacja, lecz gdy powtórzył to na kolacji, gdzie byli Amerykanie, wstałem i wygarnąłem: Takich rzeczy nie można mówić nawet żartem”.

Już po roku 1946 Wańkowicz i Lechoń zarzucili Miłoszowi, że w swej pracy dyplomatycznej ”podpiera swoim nazwiskiem niewolnictwo własnego narodu”.

Niesposób przejść obojętnie wobec takich stwierdzeń Miłosza, jak: ”nieszczęsnych Polaków, umiejących myśleć tylko politycznie, mam w dupie” (Zaraz po wojnie, 1998) albo ”Polak musi być świnią, ponieważ Polakiem się urodził” (Prywatne obowiązki, 1990).

Opinie historyków literatury i krytyków literackich są zgodne: laureat nagrody Nobla przyjmowany był zawsze w kraju jako pisarz narodowy, a z tym pojęciem wiąże się polskość ze wszystkimi uwarunkowaniami – patriotyzm, współodczuwanie wszystkich narodowych tragedii, umiłowanie narodu i troska o jego losy. W zamian mamy kosmopolitę, wrogiego całemu naszemu dziedzictwu narodowemu, obrzucającego Polaków jadowitymi inwektywami, cynicznie szkalującego wszystko, co polskie i co dla Polaków święte. Nie oszczędza nawet Matki Boskiej Częstochowskiej:



”... przychodzę z kraju

gdzie twoje sanktuaria

służą umacnianiu narodowej ułudy

i uciekaniu się

Pod Twoją Obronę

pogańskiej bogini

przed najazdem nieprzyjaciela...”



(Traktat teologiczny 2002)


Kult maryjny, który wyróżnia nasz naród tak bardzo spośród innych narodów, został tutaj zredukowany do kultu pogańskiego...

Patologiczna nienawiść do Polski, i chęć unicestwienia jej, ujawnia się w słowach: ”nad tym właśnie kawałkiem Europy ciąży przekleństwo, że nie ma żadnej rady. I być może, gdyby mi dano sposób, wysadziłbym ten kraj w powietrze”(Rodzinna Europa). Słowa te padły w autobiografii Miłosza wydanej przez słynny Instytut Literacki w Paryżu, w roku 1959. Najtragiczniejsze jest to, że przetłumaczone zostały one na języki: włoski, niemiecki, francuski, angielski, szwedzki, hiszpański, słoweński, holenderski, serbski oraz powtórzone w 3-ch kolejnych wydaniach!

Zainteresowanych innymi manifestacjami antypolskimi Czesława Miłosza odsyłam do artykułu Aleksandra Szumańskiego pt.”Prawda o nobliście”, opublikowanego w ”Dzienniku Związkowym” 20-go grudnia 2002 roku, jak również do publikacji prof. Jana Majdy ”Czesław Miłosz 2002”, prof. Bożeny Chrząstowskiej ”Miłosz 1992”, prof. Mariana Stępnia ”Powojenne dysharmonie moralne Czesława Miłosza”, do prac prof. Jacka Trznadla, prof. Stanisława Trepki, prof. Andrzeja Romanowskiego, prof. Teresy Walas, prof. Elżbiety Morawiec, a nawet do niedawnego wielbiciela Miłosza, prof. Jana Błońskiego.


E.D.: Warto przypomnieć, że jedyną gazetą, która w owym czasie zajęła właściwe stanowisko wobec zjawiska Miłosz, był ”Dziennik Związkowy”, który nie poddał się powszechnej euforii. Mnie także zarzucano, że nie byłem dość entuzjastyczny i patriotyczny w swoich wypowiedziach na temat tego noblisty w czasie mojego odczytu wygłoszonego na University of Wisconsin w Milwaukee. Ale Miłosz nigdy nie był moim poetą. Mój głos był wtedy odosobniony i osamotniony. To było jeszcze zanim do Polski dotarły wszystkie utwory autora ”Doliny Issy”.


M.K.: Czesław Miłosz, to kompromitująca skaza na ciele literatury polskiej. On atakuje i plugawi wszystko, co nam najdroższe. Jego utwory są wciąż wznawiane w Polsce w wielotysięcznych nakładach. Ostatnio ktoś wpadł na pomysł, aby postawić popiersie Miłosza na krakowskich Plantach. Zrobiła się prawdziwa awantura, bo wiele organizacji społecznych nie chce tego pomnika. M.in. wystąpiło przeciwko temu Stowarzyszenie Patriotyczne im. ks. Adolfa Chojnackiego, które postanowiło przygotować cykl wykładów dla młodzieży, aby przekazać jej prawdę o Miłoszu. Przed trzema laty, gdy chowano Miłosza w Krypcie Zasłużonych na Skałce, też były protesty. Przecież on tę Polskę stale umniejszał. Jest to wielki wróg, nienawidzący Polaków i Polski. A Polska, proszę Pana, że powtórzę za Wyspiańskim, Polska, to wielka rzecz!


E.D.: Smutne jest, że Czesław Miłosz wciąż ma swoich epigonów.


M.K.: Proszę koniecznie dodać – tak po piórze, jak i pokrętnej osobowości. Coraz cześciej napotykam różnych emigracyjnych grafomanów, którzy samozwańczo kreuja się na wieszczów polskiej emigracji, wzajemnie rozdają sobie różne nagrody literackie,

zakładają fikcyjne fundacje, wydają drukiem tomy nijakiej poezji. Ba, publikują almanachy twórczości swoich kumpli z tego samego baru i od tego samego kufelka. A to wszystko jest tylko pijackim bełkotem bez ładu i składu. Twórczość tzw. przemijająca. Będzie ona istniała tak długo, jak długo ci ”poeci“ będą się razem zbierać w tej samej knajpie.


E.D.: Chciała Pani powiedzieć ”kawiarni literackiej”...


M.K.: Kawiarnie to były przed wojną. Dzisiaj nasza emigracja dorasta literacko do pijalni piwa i krzyczy zapamiętale: ”ja, ja, ja!“. Proszę spojrzeć na te nazwiska, choćby w samym tylko Chicago, na te pokrętne życiorysy, te karłowate, intelektualnie niedorozwinięte fizjonomie, pokrzykujące głośno na Polonię, że im nie pomaga i nie finansuje. Literacko nieprzygotowani porywają się na krytykę literatury i sztuki, a nie odróżniają La Palomy od La Scali.


E.D.: Prawda-li to, że ukuła Pani na ten rodzaj osobowości określenie “homo dzierżonicus”?


M.K.: Jestem tylko współtwórczynią tego socjologicznego pojęcia, którego esencją jest psychopatyczne chamstwo. Homo z Dzierżoniowa jest mistrzem manipulacji. Sam pisze eseje o swojej twórczości, przynosi do redakcji i publikuje pod cudzym nazwiskiem. Jest coś niepowtarzalnego w tym tupecie niedomytego plebejusza i wielbiciela Miłosza.


E.D.: Wróćmy jednak do poezji. Tej prawdziwej.


M.K.: Poezja to intelektualne zbieractwo. Poezja skryta jest wśród zwykłych słów. Pisana jest dla ludzi rozumnych i wrażliwych na piękno. Poezja wreszcie nie lubi eksperymentów. Robi się wtedy sztuczna. Napisał mi niedawno jeden młody, szalenie przystojny, człowiek z Toronto, że moje wiersze nie podobają mu się, a dokładnie, że nie ma w nich ”poetyckości” i podał przykład, jak powinno się pisać POEZJĘ PRAWDZIWˇ, to znaczy taką, która pokazuje nam, ”jak doświadczenie egzsytencjalnme przekształca się w tekst poetycki”:





”Kraju nasz

Ktory jesteś

Coraz mniej realny

Niech będzie jasna

Przyszłość twoja

Niech coraz więcej
Będzie mieszkań
W mieszkaniach ciepła
I miejsca dla wszystkich
Przy stole

Historio
Nie patrz na nas krzywo
To i my ci w pożółkłe karty
Nie będziemy zaglądać

Ojczyzno
Odpuść nam nasze winy
W poczekalni lotniska
Tak jak odpuściłaś
Naszym winowajcom”...

.

E.D.: Co za żenujący nonsens!
M.K.: Nie, to wciąż ta sama stara Nowa Fala. Tylko w kalekiej, współczesnej popłuczynie. Nowa Fala ma już 40 lat i była to poezja lingwistyczna, obliczona na efekt językowy, pisana zresztą bardzo złym językiem. W przypadku Juliana Kornhausera skłonność do awangardyzmu i eksperymentatorstwa była nieuleczalna. Zagajewski, Barańczak, Krynicki wraz z końcem ”określonej epoki”, którą chcieli demaskować, stali się bezużyteczni. Najzdolniejszy z nich wszystkich, Rafał Wojaczek, umarł młodo i już został zapomniany, choć wpływ jego wierszy na lirykę lat 70-tych i 80-tych jest znacznie większy niż się na ogół przypuszcza. Nowa Fala była ostatnim socrealistycznym eksperymentem literackim, którego kształt i treść dawno się wypaliły. Tak naprawdę, jej ojcem chrzestnym, teoretykiem i przewodnikiem był Adam Michnik. Zrodzona w 1968 roku, czerpała z emocji zbiorowych. Stąd bierze się jej siła i słabość jednocześnie.


Nie można Nowej Fali odmówić pewnych zasług politycznych, choć nie brakowało jej formacji lewicowych, a estetyzm uprawiany pod parasolem totalitarnej cenzury ma w sobie coś obrzydliwego. Co w niej niesympatyczne, to gorączka pedagogiczna i wyniosłe przekonanie o własnej nieomylności. Wszyscy inni, to zero. Tylko nasze pisanie jest ”jedynie słuszne”. A tak naprawdę, była ona wielkim kompromisem artystycznym, utrwalonym w Polsce powojennej wzorem ostrożności literackiej.

Spójrzmy dziś na nieświadomych epigonów tego ruchu literackiego - na młodzieńca z Toronto, który wie najlepiej, jak pisać wiersze, na homo z Dzierżoniowa, który chwali się, że jest przyjacielem polakożercy Miłosza. Na mechaniczną monotonię ich tekstów o niczym. Na krzykliwą autoreklamę. Na głupotę, która naprawdę zasmuca i boli.


E.D.: W ostatnim pytaniu pozwolę sobie zapytać, jakie są Pani plany na przyszłość?


M.K.: Moje plany na przyszłość nie są wygórowane. Pomału chcę przerzucić na portal internetowy moje teksty publicystyczne rozsiane w latach 1981-2000 w przeróżnych czasopismach polskich, a dotyczących życia Polaków na obczy?nie. Warto je ocalić. Chcę uporządkować i wydać kolejny tomik wierszy w wersji dwujęzycznej.


E.D.: Dziękuję za rozmowę.





Stevens Point, Wisconsin 2007.



--------------------------------------------------------------------


Tekst opublikowany /w: / "Dziennik Zwiazkowy" (Chicago), 1-3czerwca 2007

"Glos Polski" (Toronto) 2007 nr 36




Wywiad

http://www.polishamericanpoetry.com/
11 luty 2008

Elzbieta Gawlas 

  

Archiwum

Bankierzy i Złodzieje! - druga odsłona
lipiec 1, 2004
Morel
maj 13, 2003
przesłała Elżbieta
Walka o politykę Stanów Zjednoczonych
grudzień 12, 2006
Biuletyn Informacyjny Instytutu Schillera
Naród musi stać się suwerenem we własnym państwie
październik 27, 2005
Jan Dziżyński
Poucza nas "człowiek złej woli", "manipulator"
kwiecień 30, 2004
PAP
Pomóżmy Komedzie Głównej Policji!
kwiecień 8, 2008
tłumacz
Kto narozrabiał w moim mieście?
luty 15, 2008
Marek Olżyński
Próba podsumowania roku 2006
grudzień 31, 2006
przesłała Elzbieta
Czy Nadal Pogoda Dla Żydów?
marzec 10, 2006
Iwo Cyprian Pogonowski
Kłopoty USA w Iraku
czerwiec 30, 2003
przesłała Elżbieta
Bank centralny musi być niezależny (od dobra Polski) - twierdzi Prezydent RP
styczeń 8, 2004
P.J.EMIGRACJA NIE JEDEN MA SMAK...
kwiecień 3, 2007
KLICKER
Komu służą te kłamstwa?
maj 8, 2008
Artur Łoboda
Perspektywa wojny w lecie 1941
czerwiec 24, 2005
Iwo Cyprian Pogonowski
Prokurator generalny prawnikiem złodzieja
luty 10, 2009
Gazeta Polska
Izrael: Iran zastąpił Irak
wrzesień 23, 2004
PAP
Jimmy Carter wszedł do jaskini zbójców
kwiecień 30, 2008
Iwo Cyprian Pogonowski
Świat się zmienia: Pachołki Moskwy pachołkami Waszyngtonu
styczeń 31, 2003
PAP
Żądają 17 tysięcy lat więzienia
styczeń 11, 2006
Sikorski - wodzu prowad? na Waszyngton!
luty 28, 2008
marduk
więcej ->
 
   


Kontakt

Fundacja Promocji Kultury
Copyright © 2002 - 2024 Polskie Niezależne Media